Stałam lekko zdenerwowana za kulisami i czekałam aż wypowie moje imię. Co chwile poprawiałam moją bluzkę a Becky i próbowała mnie uspokoić, mówiąc, że "jak zwykle dam radę".
-Chodzi mi o tą ,którą znajdziecie w wielu gazetach, bo ostatnio dużo osób o niej mówi! Nie, nie! Nie mówię o Miley Cyrus!
Znów śmiech.
-To ta dziewczyna, która odnosi wielkie sukcesy! Ta dziewczyna, która nominowana jest do wielu konkurencji o temacie urody! To ta dzieczyna, która sekretnie mnie adoruje! O tak! Powitajcie Claire Price!- na znak weszłam na widok, pomachałam publiczności i uścisnęłam ręke Arthur'owi.
Gdy wszyscy już się uciszili, usiadłam na fotelu przy jego biurku.
-Z tym adorowaniem to byś chciał-ochrzaniłam go zanim cokolwiek powiedział.
-Spokojnie, nie musisz się ukrywać, ale za to musisz wiedzieć, że ja już kogoś mam.
Śmiech znów rozleghł się po studiu a ja uśmiechnęłam się miło.
-No, ale koniec żartów. Wow! Mam przed sobą najsławniejszą solową piosenkarkę zaraz obok Beyonce i innych. Nie mogę wyjść z podziwu ile osiągnęłaś przez tak krótki okres czasu -uśmiechnął się Arthur.
-Szczerze to sama żyje w tym niedowierzaniu mojego sukcesu, ale fani robią wszystko, żeby mnie w tym utwierdzić.
-Ah no tak, ponoć fani to twoja najważniejsza motywacja, to prawda?
-Nie tylko. Są dla mnie jak rodzina i wspierają mnie w każdej chwili-uśmiechnęłam się do kamery, myśląc o tym jak ucieszą się kiedy to usłyszą.
-Hah, niewiele gwiazd tak uważa. Na przykład, zaczynam podejrzewać, że Justin'owi Bieber'ze czy Rihannie uderza woda sodowa do głowy. Tez tak myślisz?-Johnson spojrzał na mnie pytająco.
-Myślę, że wcale tak nie jest. Może po prostu przyzwyczaili się do tego wszystkiego, że teraz mają gdzieś co inni o nich pomyślą. Nikt tego nie wie oprócz nich samych- usprawiedliwiłam ich.
-Za bardzo ich bronisz. Ale można Cię zrozumieć, miałabyś u nich przekichane- zaśmiał się- Swoją drogą, słyszałem o tobie dużo rzeczy...
-Serio, jakich?-zaciekawiona, oparłam rękę o framugę fotelu.
-Masz 19 lat oraz polsko-angielskie pochodzenie, prawda?
-Tak, moja babcia była Polką a kiedy podczas wojny wyjechała do Anglii, poznała mojego dziadka i postanowiła z nim zamieszkać- uśmiechnęłam się.
-To słodkie-odwzajemnił uśmiech Arthur- Słyszałem właśnie, ze w Polsce masz dużo fanów. Oh, poczekaj, jak nazywają się twoi fani?
-Moi fani to oczywiście "Precious"*.
-"Precious"?-zaśmiał się Johnson- No cóż, słyszałem śmieszniejsze nazwy fandomów, na przykład "Mixers" od Little Mix. Ciekawe jak się przedstawiają, jestem mikserem?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem co potęgowało pewność siebie prowadzącego, zadowolonego z roześmianego tłumu.
-To nie jest śmieszne,moje Precious oznaczają oczywiście, że są moimi małymi skarbami a, że takie mam nazwisko to już nie moja wina- prychnęłam, ale też zachichotałam na wspomnienie o tych dziwnych fandomach.
-No dobrze, ale jedna rzecz mnie korci od początku. Skoro wszystkie to "Precious" to jak nazwie się jedną z nich?
-Był z tym problem, ale ustalono, że osobno nazywa się je "Pricie"- zachichotałam, widząc zakłopotaną minę Arthura.
-Wolę nie pytać już o sens tej nazwy, może pogadamy teraz o.. hm, może o twojej rodzinie?-spytał a ja zamarłam.
Moja rodzina. Cholera!
Mógł podjąć jakikolwiek temat, wybrał tę cholerną rodzinę!
Nie chcę o nich mówić teraz, przy tych wszystkich ludziach. Nie chcę o nich gadać!
-To jak Claire?-głos prowadzącego wyrwał mnie z zamyśleń- Opowiedz nam o nich trochę.
Westchnęłam i już miałam pokręcić w proteście głową, ale w swojej słuchawce usłyszałam czyiś zirytowany głos.
-Mów coś, show trwa!
Spojrzałam na swoje palce.
-Nie jestem za bardzo zintegrowana z moją rodziną, mam kontakt jedynie z dziadkami oraz bratem i siostrą, nie zamierzam tego zmieniać..
-Dlaczego, jeśli można widzeć?- w sposób w jaki Johnson wypowiedział te słowa, zirytowały mnie do tego stopnia, że miałam ochotę kopnąć go tam gdzie nie powinnam.
-Claire, mów!- znowu głos w słuchawce.
Łatwo tak sobie mówić "Claire, mów to! Claire zrób to! Claire, wybierz tamto!.
-Mój ojciec miał problemy z alkoholem. A moja matka, problemy emocjonalne. Nie radzili sobie z tym i zaniedbywali mnie i moje rodzeństwo. W końcu dziadkowie to zauważyli i przygarnęli nas. Już potem nic o nich nie słyszałam i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. To tyle.- szepnęłam, podnosząc wzrok.
Ujrzałam masę zszokowanych twarzy i zdumioną minę Arthura Johnson'a.
-No cóż, to trochę smutne, przykro mi...
-To nic, nawet ledwo pamiętam co się wtedy działo, byłam mała- skłamałam mu prosto w twarz, bo prawda była taka, że pamiętałam wszystko.
*Wspomnienia Clarie*
-Clara, przynieś mi moją wódkę z lodówki- usłyszłam niski głos tatusia, gdy bawiłem się moją śliczną i jedyną laleczką Bellą.
-Mam na imię Claire, tatusiu. Ciągle zapominasz- tupnęłam nóżką w drewnianą podłogę, patrząc na niego gniewnie.
-Nie pytałem cię jak masz na imię, tylko kazałem ci przynieść wódkę, gówniaro. Szybko zanim się wkurwię- potarł duża dłonią o zmęczoną i zaniedbaną twarz.
Tego nie lubiłam najbardziej, kiedy tata mówił brzydkie słowa. To zawsze oznaczało, że zaraz wybuchnie jak wieelki wulkan i będzie krzyczał.
Podreptałam do kuchni, gdzie siedziała mamusia. Znowu trzymała ten swój telefon przy uchu, i zapłakana dzwoniła do ludzi których ja nawet nie znałam.
Kiedy mnie zobaczyła, otarła mokra twarz i odłożyła na chwilę telefon.
-Wyjdź stąd!- krzyknęła na co podskoczyłam a moje serduszko zabiło mocniej.
-Ale ja przyszłam po piciu dla tatus...
-Gówno mnie to obchodzi, wyjdź ty mały szczurze!- wstała z krzesła i złapała mnie za moje ramię i pociągnęła mocno.
-Ała, mamusiu!
-Zamknij się!- mruknęła i wypchnęła mnie za drzwi- Nie przychodź tu!
Zatrzasnęła z trzaskiem drzwi powodując, że upadam na zimną podłogę ze łzami w oczach.
Znowu płaczę. To nie moja wina, nie moja.
***
-Claire!- usłyszałam Becky, która już po chwili podbiegła do mnie aby zamknąć mnie w duszącym uścisku.
-Ugh, Be, błagam puść mnie! Widziałaś mnie jakieś pół godziny temu.
-To nie o to chodzi, Claire, tak bardzo cię przepraszam, że niczego nie zrobiłam. Nie musiałaś im o tym mówić, to nie ich posrana sprawa- mruknęła Becky, puszczając mnie wreszcie.
-To nie twoja wina, jest jak jest. Chciał wiedzieć to ma, nie roztrząsajmy tego.- powiedziałam cicho i zaczęłam iść z nią w stronę garderoby.
-Hej, znam Cię wystarczjąco długo aby widzieć, że się przejełaś. Nie udawaj twardej, bo ta tutaj-wskazała na siebie palcem- zna Ciebie na wyyylot.
-Skoro znasz mnie na wylot wiesz, że mam teraz dużą ochotę na mrożoną kawę-zaśmiałam się i objęłam ją siostrzanie.
-Aha rozumiem. Z dodatkiem cukru, cynamonu i innych słodyczy od których rośnie Ci dupa?-parsknęła śmiechem a ja dałam jej kuksańca.
-Ej!-wydęłam dolną wargę-Ranisz.
-Hej dziewczyny!- Becky nie zdążyła nic powiedzieć, bo usłyszałyśmy za sobą irytujący i już dobrze znany nam głos.
-Patrz kto nas odwiedził-zachichotałam szepcząc do Becky.
-Błagam, udawajmy, że go nie znamy i ucieknijmy-Be przewróciła oczami.
Odwróciłyśmy się w stronę głosu który należał do mojego mendżera Scott'a.
-Kogo me oczy widzą?-zaśmiał się i podszedł do nas-Moja najlepiej sprzedawana i olśniewająca gwiazda, miło Cię widzieć Claire. I cześć Becky, co do Ciebie miałem nadzieję, że cię nie spotkam.
Becky prychnęła na niego.
-Ta, cześć.
Scott jak zwykle ubrany był w swój granatowy garnitur oraz schowaną za nią białą koszulę. Brązowe włosy były zaczesane i ułożone do tyłu. Ciemne oczy miał schowane za przeciwsłonecznymi okluarami których tak naprawdę nie potrzebował, ponieważ na zewnątrz nadal lało. Nie rozumiem takich osób.
-Świetnie się spisałaś, oby tak dalej-Scott pokazał dla mnie swoje bijące w oczy bielą zęby- A ta sprawa z twoją rodziną. To był strzał w dzięsiątkę, wszyscy teraz zaczną się tobą bardziej interesować.
-Scott!-skarciła go Becky.
-No co?
-Nie pomyślałeś co to dla niej znaczy? Interesujesz się w ogóle tym co ona czuję?
-Oczywiście, że tak. Przecież dbam o jej karierę i o to aby dostawała dużo kasy no i...
-Nawet mnie nie wkurzaj-Be prychnęła a ja westchnęłam.
Oboje zajęli się kłótnią na temat moich odczuć nie zauważając nawet kiedy oddaliłam się.
Jestem tak zmęczona, że zaraz padnę i będę spać na podłodze. To by było trochę dziwne.
Mijałam operatorów, stylistów i Bóg wie kogo jeszcze. Biegali jak mrówki mijając mnie w zawrotnym tempie.
Moje oczy też powoli odmawiały posłuszeństwa i pragnęłąm tylko dojść do garderoby aby się przebrać i pójść spać. Nawet minęła mi ochota na mrożoną kawę a to już naprawdę coś poważnego.
Kocham ją, naprawdę.
Wszedłam do garderoby i od razu zamknęłam się. Zrzuciłam sweter i ściągnęłam w końcu te niewygodne buty. Naprawdę nie miałam sił ściągać już spodni, więc zarzuciłam na siebie tylko pierwszą lepszą białą bluzk po czym ubrałam czarne vansy.
Zabrałam Iphone'a ze stolika i wrzuciłam do torebki.
Podeszłam jeszcze na chwilę do lustra, żeby poprawić swój wygląd.
Twarz miałam na prawdę zmęczoną i gdyby nie makijaż Becky, moje wory pod oczami byłyby widoczne na kilometr. Upięcie moich włosów niestety się zniszczyło przez co rozpuściłam je i zaczesałam na kucyka.
Kiedy byłam już gotowa, usłyszałam jak ktoś puka.
-Proszę-zawołałam, poprawiając jeszcze rzęsy(choć to było bez sensu, bo przecież jadę tylko do domu znajdującego się około godzinę stąd[nie wcale bez sensu, przecież na zewnątrz nadal stoją papparazi i fani])
-Gotowa?-usłyszałam głos Becky.
-Taak, już nie mogę się doczekać aż w końcu się położę-ziewnęłam i schowałam ostatnie rzeczy do torebki.
Wyszłam z garderoby i zaraz obok Be zauważyłam mojego ochroniarza Jim'a.
-Cześć Jim- posłałam mu ciepły uśmiech a on skinął głową.
-Samochód już czeka, możemy już iść.
Zaczęłyśmy iść w stronę wyjścia a za nami szedł Jim.
-Już jutro Bristish Music Awards-westchnęłam cicho.
-Wykończysz mi się kiedyś dziewczyno. Z resztą mnie też. Dziś makijaż na ten wywiad, jutro muszę wybrać ci sukienkę i makijaż na tę galę, a niedługo kolejne koncerty. Głowa mi pęka na myśl o tym, ile strojów trzeba naszykować- jęknęła dziecinnie Becky a ja zachichotałam.
-Wybacz Be, ale moi fani bardzo lubią te stroje, ja także, więc... nie masz wyboru kochana.
-Wiem, że nie mam, prędzej zostanę stylistką Avril Lavigne niż się zwolnie z bycia twoją stylistką-prychnęła.
-Znowu zaczynasz?-zaśmiałam się- Avril jest świetna, nie wiem co ty do niej masz.
-Jest dziwna. I wulgarna. A zarazem romantyczna i w ogóle. To dziwne- mruknęła
-Dziwne? Mówi to osoba, która, żeby zrobić mi dobry makijaż, musi założyć różowy dresik i nazywa swojego chłopaka, oh czekaj jak to było, "Bułeczko, truskaweczko, cukierasku"-parsknęłam śmiechem a ona sprzedała mi niesamowicie bolącego kuksańca w bok.-Ała..
-On lubi jak tak do niego mówię-wydęła dolną wargę.
-Nawet bardzo- przed nami pojawił się Michael, chłopak Becky a ona od razu potruchtała do niego aby zamknąć go w słodziaśnym przytulasie. (Awh, zaraz się zerzygam.)
-Hej kotku-zapiszczała wysokim C(Jak ja to lubię, wierzcie mi.)
Rozbawiona przewróciłam oczami a za sobą usłyszałam ciche mruknięcie "Musimy iść" mojego ochroniarza. Nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiliśmy się przy wyjściu ze studia.
-Dobra Be, ja już idę- gdy moja przyjaciółka oderwała się od swojego chłopaka, przytuliłam ją i pożegnałam. Oboje poszli bocznym wejściem aby uniknąć przepychania się przez tłumy.
Gdy ogarnęłam się już psychicznie Jim otworzył główne wejście i kilku innych ochroniarzy pomogło mi wyjść.
Była 18.43 a na zewnątrz było dosyć ciepło mimo iż wcześniej padał deszcz. Ah,tak właśnie Londyn, mój kochany dom. Ta pogoda potrafi czasami dobijać, serio.
Oczywiście stała już tam grupka papparazi oraz tłumy fanów, którzy zawzięcie próbowali się do mnie dostać, obijając biednego Jim'a i resztę opakowanych gości w czarnych ubraniach.
"Claire, jak sobie radzisz z tym wszystkim?" "Jesteś zmęczona?" "Claire" "Masz dosyć fanów?" Claire!"
Ta stała gadka reporterów mnie wykańczała, naprawdę nie mieli już o czym pisać.
Przedostałam się do auta które miało mnie zawieźć do domu, po drodze robiąc sobie kilka zdjęć z fanami, po czym odjechaliśmy.
Usiadłam na tyle razem z Jim'em i odruchowo spojrzałam na telefon. Nie sprawdzałam go chyba od kilku godzin.
Kilka nieodebranych połączeń od znajomych i jakiś SMS.
Posprawdzałem każde połączenie, ale postanowiła, że oddzwonie jutro.
Sprawdziłam wiadomość po czym westchnęłam.
"Becky przyjedzie do ciebie z ciuchami o 10, a ja przyjadę po was około 16.00! Wyśpij się, jutro występujesz, masz nominację i oddajesz jedną nagrodę! Scott xoxo"
Odrzuciłam z głowę do tyłu z grymasem na co Jim zaśmiał się tym swoim donośnym podobnym do tych złowieszczych śmiechów z bajek Disney'a.
-Bardzo śmieszne-pokazałam mu język i schowałam Iphone'a do torebki.
To był okropnie ciężki dzień, chcę tylko pójść spać i nigdy nie wstawać.
Ale wiem, że jutro muszę dać z siebie wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz